piątek, 11 grudnia 2020

Pomiędzy dniami

Malina nie lubi dnia swoich imienin. Musi na ten dzień kupić mnóstwo różnego rodzaju cukierków, kawę, soki, a także upiec dwa ciasta. Później targa to wszystko do pracy, telepiąc się  w autobusach. Choćby nie wiem, jak się starała i tak ją obgadają. A to za mało cukierków, a to kawa z niższej półki lub zbyt suchy biszkopt. Zawsze udaje, że nie słyszy tych wszystkich złośliwości. Już dawno nauczyła się być głucha, a nawet strugać wariata, jeśli wymaga tego sytuacja. Nie chce wchodzić w dyskusje czy kłótnie. Raz pokazała rogi i mało brakowało, a wyleciałaby z roboty. Powinna być ostrożna. Nikt nie przyjmie kobiety, która jedyne co umie, to sprzątać. I chyba nie za dobrze, jeśli każdego dnia słyszy krytykę z ust szefa.   

– Może tym razem nic nie przyniosę – myśli Malina, ale zaraz odrzuca ten pomysł. Boi się, że wszyscy uznają ją za skąpiradło. Poza tym na pewno już kupili prezent. Spogląda na kolekcję brzydkich glinianych wazoników, które stoją na komodzie. Nie ma sumienia ich wyrzucić. To jednak prezenty, jedyne, jakie kiedykolwiek dostała.

 – A gdybym zachorowała? – zastanawia się. Nie była na zwolnieniu od dziesięciu lat i to nie dlatego, że nigdy nie chorowała, tylko dlatego, że szef płacił za zwolnienie jedynie na papierze. Zawsze powtarzał, żeby na takie sprawy brać urlop, wtedy nie będzie stratna. Brała. I tak nigdzie nie wyjeżdżała. Nie mogłaby zostawić Karolinki. Przecież pomagała jej przy dzieciach, sprzątała dom, robiła pranie i prasowała. Karolinka nie pracuje, ale ma wiele zajęć. Chodzi na kurs języka angielskiego i niemieckiego, ćwiczy jogę, a poza tym bardzo dba o swój wygląd. Musi, bo inaczej mąż ją rzuci, znajdzie sobie młodszą i ładniejszą, a ona obudzi się z ręką w nocniku.

– Sama wiesz, jak to źle nie mieć faceta. A jeszcze gorzej go stracić i zostać z dzieciakami na karku. Co prawda jestem ładna i na pewno bym sobie kogoś znalazła, ale lepiej, że nie muszę. Wyprasowałaś wszystkie koszule Krzysztofa?

– Tak, Karolinko. Jeszcze tylko ciuszki dzieciaczków mi zostały.

– To się pospiesz. Krzyś dziś wieczorem przyjeżdża z Niemiec. Nie chcę, żeby cię zastał w domu. Wyglądasz jak siedem nieszczęść. Aż dziw, że jesteś ode mnie sześć lat młodsza. A w ogóle zrobiłaś coś z tymi łapami? Byłaś u lekarza? – Karolina z obrzydzeniem spogląda na dłonie Maliny.

– Byłam u dermatologa. Powiedział, że to egzema. Zdarłam sobie warstwę ochronną i...

– Dobra, dobra. Nie obchodzi mnie, co sobie zdarłaś, ale jak to wygląda. Przepisała ci jakieś maści czy coś?

– Tak, ale na razie niewiele pomagają.

– Zakładaj chociaż rękawiczki, bo obrzydzenie bierze. To nie jest, aby zaraźliwe?

– Nie. –  Odruchowo chowa ręce za siebie. – Zakładam. Tylko do prasowania zdjęłam.

Malina opuszcza wzrok. Nie chce, żeby siostra zobaczyła łzy. Nie chce się nad sobą rozczulać.

– A co z sernikiem? Gotowy?

– Jeszcze parę minut.

– Tylko nie spal. Krzysztof wprost uwielbia sernik. Teraz idę się zdrzemnąć. Przypilnuj, żeby dzieciaki odrobiły lekcje, a później idź. Zobaczymy się w poniedziałek. A... byłabym zapomniała. Byłaś na cmentarzu u rodziców? Umyłaś pomnik?

– Byłam w zeszłym tygodniu. Posprzątałam, wyrwałam chwasty.

– Kwiaty i znicze kupiłaś?

– Tak.

– Chociaż tyle możesz zrobić, ale i tak winy nie odkupisz.

To prawda. Malina ma ogromne wyrzuty sumienia. Nigdy nie daruje sobie, że spowodowała pożar i przez nią zginęli rodzice. Miała wtedy pięć lat. Uratowała ją Karolina. Obie, nie licząc paru niegroźnych oparzeń, wyszły z tego bez szwanku. Malina nie pamięta tych tragicznych wydarzeń. Karolina jej wszystko opowiedziała.

Ma tylko siostrę, dla której zrobi wszystko. To ona broniła Maliny przed okrutnymi dziećmi w domu dziecka. Nie pozwoliła jej także skrzywdzić, kiedy były w rodzinie zastępczej. Gdyby nie Karolina, nie wiadomo, jak by skończyła. A tak ma pracę, skromne, ale wygodne mieszkanie i rodzinę – siostrę, szwagra i dwoje siostrzeńców, których kocha nad życie. Jest szczęśliwa. Co tam jakieś imieniny czy ironiczne spojrzenia współpracowników? Da radę. Jak zwykle zresztą. Już wie. Upiecze sernik, który uwielbia szwagier. Mężczyzna idealny. Mężczyzna, który przychodzi do niej w snach. Zawsze przynosi bukiet kwiatów, całuje ją w dłonie, na których nie ma brzydkich pękających ran i zgrubiałej, odchodzącej płatami skóry. Później przyrządza dla niej pyszną kolację, zapala świece i włącza muzykę. Tańczą, a on szepcze słowa pełne czułości, miłości i pożądania. W końcu bierze Malinę na ręce i zanosi do sypialni. Kochają się namiętnie aż opadają z sił. Malina, wtulona w rozgrzane ciało kochanka, zasypia. W jego ramionach jest bezpieczna, szczęśliwa, piękna...

Za każdym razem budzi się zdziwiona, że Krzysztofa przy niej nie ma. Ból przykurczonych, zdrętwiałych palców brutalnie sprowadza ją do rzeczywistości. Czuje do siebie obrzydzenie. Jak może pragnąć męża siostry? To odrażające. Brzydzi się sobą, ale nic nie może poradzić na to, że sen powraca. Wie, że tej nocy będzie tak samo.

Po domu rozejdzie się zapach miłości i ... sernika.

1 komentarz:

Wciąż jesteś moją miłością

Lato 93 było jak nigdy wyjątkowym latem. Ciepło wbijało się w nozdrza razem z wiatrem. Pędził na dyskotekę białym fiatem 126p twój brat z ...